Jakiś czas temu pojawiły się posty mówiące o wartości szycia, ile czasu nam to zajmuje, jak bardzo jest pracochłonne. Ostatnio też dało się zauważyć inne o podobnej tematyce, ale skupiające się na aspekcie… co daje nam szycie? Z pewnym opóźnieniem, bo nie miałam pojęcia o tej akcji, ale z przyjemnością się wypowiem.

Co dało, co daje i co jeszcze… myślę, że da mi szycie?

Jak już niektórzy wiedzą, jestem samoukiem. Nie mam pojęcia skąd tak naprawdę wzięło mi się to krawiectwo? Bo ani nie przekazano mi tego w genach, ani też nie ukierunkowano na szycie. Nie miałam tez jakiś wzorców do naśladowania… ot tak po prostu! W duszy co by nie mówić drzemie jakaś „dusza artystki” może stąd zainteresowania muzyką (ukończony I stopień szkoły muzycznej – fortepian) i jakaś umiejętność w kwestiach plastycznych, a krawiectwo dla mnie to jednak jakaś odmiana sztuki… tworzenie.

Moje początki nie należą do najłatwiejszych. Urodziłam się w czasach kiedy w sklepach towar był na wagę złota, a dostęp do pomocy naukowych tak mierny… prawie żaden. Nawet maszyna w domu to był jakiś kosmos! U mnie pojawiła się jak już byłam sporą nastolatką. Jednak moje początki zaczęły się już dużo wcześniej. Brak dostępu do takich dobroci jak tkaniny, skutkowało tym, że wyciągałam z szafy rzeczy mojej mamy, które ukradkiem cięłam po cichu w swoim pokoju i coś tam z nich wydziwiałam… oczywiście szyłam takie rzeczy, których nie zobaczyłaby moja mama… dziwna logika dziecka, jakby miała w ogóle nie zauważyć braku jakiejś swojej sukienki? No cóż, lepszej metody na ten moment nie widziałam 😀 Oczywiście pocięte rzeczy i nowo uszyte chowałam tak skrupulatnie, że dopiero po latach przyznałam się mamie co tak naprawdę się z nimi stało 🙂

Niestety, nie nauczyłam się szycia na maszynie przed pójściem do szkoły średniej bo po prostu nie zdążyłam. Musiałam wyjechać z domu na dobre 6 lat, do którego przyjeżdżałam sporadycznie, ale szycia nie odpuściłam.

Pierwszą swoją kreację uszyłam z flanelowych pieluch (lata 80-te), a była to bluzka z rozkloszowaną spódnicą… uszyłam ją ręcznie 🙂 co może zrobić determinacja? A no może i to dużo.

Później bywało różnie… ale o tym może innym razem, żeby Was nie zanudzać.

A teraz do rzeczy, co daje mi krawiectwo? Nawet nie spodziewałam się jak dużo. Krawiectwo ma swój udział w ukształtowaniu mnie, od pewnego momentu w życiu, towarzyszy mi cały czas. Nie było mi łatwo! Niektórzy oceniają mnie z perspektywy tego co już potrafię, ale nikt nie wie jaką ciężką szkołę i jaką długą drogę musiałam przejść. To co potrafię zawdzięczam wyłącznie sobie. Nigdy nie miałam żadnego nauczyciela, który poprowadził by mnie za rękę pokazał jak to, czy tamto się robi.  Nie miałam dostępu do książek, a też na pewnym etapie nawet do typowych czasopism krawieckich jak Burda. Wiecie co? Jak patrzę na to z perspektywy czasu… to widzę jaki obrałam kierunek i jak dzielnie i uporczywie do niego dążyłam, aż sama jestem zaskoczona!!!

Wniosek z tego taki, że nauczyłam się uporu a przez to dążenia do celu. Mam ogromne pokłady cierpliwości, czasami jedną rzecz potrafię poprawiać w nieskończoność, aż stwierdzę, że teraz jest dobrze. Nauczyłam się  dokładności,  nawet byle drobiazg nie daje mi spokoju… musi być perfect. O szyciu myślę na okrągło 😀 nawet jak kładę się spać, snuję plany co tam mam do uszycia? Czyli kolejny punkt, pobudza wyobraźnię i kreatywne myślenie. Pozwala na wolność w senie ubioru i tworzenia własnej szafy, szyję to co lubię, albo to co mi się podoba i czego potrzebuję. Nigdy nie podejrzewałam, ze może dać tyle satysfakcji, a szczególnie kiedy szyjesz dla innych, kiedy słyszysz jaką piękną rzecz uszyłaś, albo jeszcze lepszy tekst… to jest szyte…? Duma i uśmiech, kiedy ktoś wraca do ciebie, aby uszyć coś ponownie bo wie, że czegoś takiego nie kupi 🙂 Czasami potrafi dostarczyć wzruszeń, kiedy szyjesz coś na specjalne zamówienie i słyszysz, że jest tak jak miało być a nawet lepiej 🙂 Od kiedy pojawiłam się w blogowej sferze, szycie dostarczyło mi nowych znajomości, ale takich typowo krawieckich, o których nie mogłam powiedzieć w realu. Po czasie miałam tez przyjemność poznania się z niektórymi osobiście 😀

Powstanie bloga na temat szycia wiązało się też z opanowaniem wielu innych umiejętności jak np. prowadzenie strony, robienie zdjęć, bo przeważnie robiłam je sobie sama, ostatnio mam to szczęście, że robi mi je córka 🙂  ale jakieś umiejętności i w tym kierunku posiadłam. Istnienie w blogosferze, nie pozwala na opuszczanie poprzeczki, a wręcz odwrotnie, ale to też służy czemuś dobremu, człowiek ciągle się doskonali i uzupełnia swój warsztat. Wobec szycia czuję pokorę i nie jestem alfą i omegą i nie potrafię wszystkiego… ciągle się uczę.

Krawiectwo dało mi pewność siebie i poczucie własnej wartości, że mogę, że potrafię i doszłam do tego sama… i to jest wartość niewymierna!

Przy tej okazji chcę pokazać Wam co udało mi się uszyć w trakcie pierwszego wyzwania „Jak myślisz ile?”  (ile czasu zajęło mi szycie) wtedy nie mogłam pokazać jak ten garnitur rzeczywiście się prezentuje bo byłam chora, dlatego dziś pokazuje jak mi wyszedł, a samo szycie zajęło mi 18 godz. Dla jednych to mało dla innych dużo, ja myślę, ze jest tak w sam raz 🙂 Tu nie brałam pod uwagę szukania tkaniny, bo tą już miałam, wykrój też.

Tkanina Kupiona w Natanie a jest  to Tkanina żakardowa kostiumowa

Niestety, tej mojej już nie ma. Wykrój na spodnie to sprawdzony wykrój 113 z Burdy 10/2017, natomiast żakiet jest z gazety Szycie 6/2018 wykrój 23.

Zdjęcia zrobiła mi moja ulubiona fotografka córka ANITA KRYSIAK FOTOGRAFIA