Jak by nie patrzeć, za mną już kawał życia, chociaż wszystko wydaje się jakby było wczoraj. Większą jego część zajmuje szycie, które przewijało się już od najmłodszych lat. Wzloty i upadki. Ślęczenie godzinami nad projektem, czasami zszarpane nerwy, nieprzespane noce a i łzy doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz… ale czy było warto? Czy czegoś żałuję… nie!
Nie wyobrażam sobie, żebym miała robić coś innego! Nie powiem… zajmowałam się też innymi rzeczami, zarobkowo również, ale zawsze nawet w takich momentach szycie było ze mną. Jak nie dla innych to na pewno dla siebie.
Myślę, ze każdy od momentu urodzenia, ma zapisane w gwiazdach, czy gdziekolwiek indziej dokąd skierują go jego życiowe ścieżki. Niektórzy trafią na nie wcześniej, niektórzy później… Ja miałam to szczęście, że trafiłam w porę.
Mimo posiadanych umiejętności, cały czas uczę się czegoś nowego. Każdy projekt jest nowym wyzwaniem, bo jest po prostu inny. Dreszczyk emocji, który mu towarzyszy… czasami tez niepewność… czy się uda, czy nie zmarnuje czasu i tkaniny to nieodzowne elementy. I wiecie co… to jest wspaniałe! Proces tworzenia to chyba najlepsza rzecz jakiej człowiek może doświadczyć, mówię o tym w dobrym tego słowa znaczeniu… i to może uzależnić 🙂 Czasami szycie tez może wyssać, chyba jak każda inna rzecz. Czasami po prostu potrzebujemy chwili oddechu, zregenerowania umysłu, jakiegoś nowego pomysłu, powiewu świeżości. Niektórzy nazywają to „zmęczeniem materiału” co dopadło mnie nie raz, ale daje sobie czas na przemyślenia, na nowe spojrzenie, na odreagowanie aby później wrócić ze zdwojoną energią i… nawet tęsknotą! Dlatego też ten rok mam nadzieję będzie dla mnie rokiem przełomowym, może zwrotnym. Mam nadzieję, że nie polegnę, pójdę dalej… do przodu, z satysfakcją z nowym pomysłem na życie, czego sobie bardzo życzę, ale o tym już wkrótce 🙂
Co do dzisiejszej prezentacji, po pokazywanych tu ostatnio eleganckich sukienkach czy garniturach przeszedł czas na coś bardziej lekkiego i bardziej swobodnego. Sukienka dresowa to u mnie rzadkość, to chyba druga w mojej karierze. Moro, które jest tu motywem przewodnim przekonało mnie do zakupu tej dzianiny. Fason stary, wypróbowany. Nie chciałam żadnych dopasowanych sukienek. Za tym przemawiał swobodny fason i mały golf. Szycie i dopasowywanie, było procesem bardzo łatwym, szyło się łatwo, prosto i przyjemnie 🙂 co przemawia za tym, że czasami i tak trzeba.
Sukienka uszyta z DZIANINY kupionej Natanie w ilości 1,80 w zupełności wystarczyła na realizację tego projektu. Zapinana oczywiście na zamek, aby swobodnie przełożyć przez głowę. Musiałam ją lekko dopasować bokami ale też dodatkowymi zaszewkami, które powstały z przodu. Wykorzystany wykrój to sprawdzony już i przetestowany o numerze 140 z Burdy 10/1997
Dziękuję za odwiedziny na blogu, pozdrawiam 🙂
zdj. córka ANITA KRYSIAK FOTOGRAFIA