Dzień dobry 🙂
Po tej długiej przerwie staram się w miarę systematycznie dodawać posty. Jak widzicie, ostatnio pojawiają się rzeczy na chłodniejsze dni, ale to dlatego, że pogoda u mnie była ku temu odpowiednia. Wiosna tak szybko minęła a i pogoda była u mnie byle jaka, ze sukienki zaczęłam nosić od niedawna. Wbiłam się w spodnie, i jak uświadomiłam sobie, że to lipiec to postanowiłam, ze biorę się za noszenie sukienek bo tylko latem je noszę.
Ale dziś prezentuje spodnie, które bardzo lubię. Tym razem mam tez do pokazania dwie koszule, które uszyłam jeszcze w zeszłym roku, ale niedawno doczekały się przyszycia guzików i wyszycia dziurek.
Opornie szło mi to szycie w zeszłym roku, ale kiedy nie mam jak pokazać Wam tego co szyję to ciężko mi skończyć zaczętą rzecz.
Jeżeli chodzi o szycie, spodnie to mój wypracowany i poprawiony model. Nie było tych poprawek jakoś wiele, ale to dlatego, że kierowałam się konkretnymi wytycznymi co do wyboru modelu. Miało być elegancko, ale jednocześnie swobodnie i jak najbardziej prosto. Nieraz już mówiłam, że z reguły najczęstszymi rzeczami, które noszę to te najprostsze. Czasami rzucam się na wymyślne modele i szalone tkaniny ale kiedy już coś mam nałożyć to sięgam po te klasyczne. Czuję się w nich najlepiej. Koszule, to najprostszy model jaki można sobie wyobrazić, ponadczasowy i bardzo prosty. Jedna jest w pięknym pudrowym różu, świeża i delikatna a druga taka z pazurem. Rzadko kiedy wybieram zwierzęce motywy, ale ta żorżeta ma rewelacyjny print, bo jest taki nie oczywisty, ani to panterka ani pasy, więc coś dla mnie. Zarówno jedna jak i druga okazała się bardzo twarzowa i trafiły do grona moich ulubionych.

Spodnie to wykrój 102 z Burdy 3/2002, uszyte z bistreczu ze sklepu Supertkaniny.pl
Koszule uszyte z tej samej formy 124 Burda 4/2005, tkaniny z tego samego sklepu i tym razem żorzeta i Rayon













