Jak niektórzy zdążyli zauważyć, zostałam wyróżniona w konkursie na Szyciowy Blog Roku.
Wiem, że wyróżnienie to nie nagroda główna, ale dla mnie jest to duża przyjemność zostać wyłoniona z tak dużej ilości blogów. W minionym roku postanowiłam bardziej skupić się na pisaniu bloga, żeby sprawdzić jakie przyniesie to efekty. I cóż…efekty są i to naprawdę imponujące. Przede wszystkim w statystykach, ale tez w e-mailach, które dostaję od czytelników. Jakaż jest moja radość, kiedy czytam, że ktoś przeszukał cały internet w poszukiwaniu przepisu na uszycie czegoś i dopiero po obejrzeniu instrukcji na moim blogu rozumie o co chodzi. Większej radości, chyba nie jest w stanie sprawić mi nic innego.
Pewnie są tez tacy, którzy myślą… „umie szyć, więc się popisuje i lansuje”. Ile pracy i wyrzeczeń kosztowało mnie dojście do takich umiejętności wiem tylko ja sama. Nikt mi tego nie podał na talerzu, ale ciężka praca i to bez jakiejkolwiek pomocy opłaciła się. Mój wielki upór i moja determinacja w końcu zaowocowała.
Moja droga do krawieckich umiejętności była długa i żmudna. Zaczęło się mniej więcej w wieku 6 lat. Ale nieśmiało, od obszywania lalek, właściwie to jednej, taką miała powabną figurkę, że nadawała się na modelkę.
Genów krawieckich nie odziedziczyłam, więc mama obrała takie symptomy za normalną kolej rzeczy dziecięcych fanaberii. Ponieważ byłam jedynaczką, córeczką tatusia, w miarę możliwości, spełniane były moje zachcianki, i tak w wieku 7 lat dostałam swoje nowe pianino i możliwość pobierania nauki w szkole muzycznej. Muzyka była moją drugą miłością, więc pochłonęła mój czas i myśli, a szycie poszło w odstawkę. Trochę to trwało, ale nawrót był przełomowy. W szkole średniej, kiedy to koleżanka wyciągnęła do przerysowania wykrój, patrzyłam na arkusz i nie wiedziałam kompletnie co to jest, i co z tym zrobić, ale kiedy mi pokazała… poległam. Niestety w tamtym momencie wykroje były towarem trudnym do zdobycia (początek lat 80-tych) przynajmniej dla mnie, więc próbowałam po swojemu. W domu na moje szczęście pojawiła się maszyna do szycia Łucznik, którą rodzice zdobyli w tak trudnych wtedy czasach jeżeli chodzi o towar na półkach. No i zaczęło się. Uszyłam swoją pierwszą kreację, była to spódniczka i bluzka z flanelowych pieluch. Niestety, z tkaninami też nie było łatwo, ale to co mi wyszło było na tyle ładne, że nadawało się do noszenia, do dziś pamiętam zazdrosne spojrzenia koleżanek.
Maszyna poszła w ruch… nie było już odwrotu. Największy problem miałam ze zdobyciem tkanin, rodzice tak do końca nie popierali mojego, jeszcze wtedy hobby, wiec robiłam co mogłam aby jakoś te umiejętności rozwijać, więc to pociągnęło za sobą poważne szkody w postaci wykradanych, z maminej szafy jej sukienek i spódnic, z których to wycinałam przeróżne rzeczy z różnym efektem, w zaciszu swojego pokoju i oczywiście potajemnie.
Tak było do momentu mojego pójścia do pracy. Zgodnie ze swoim wykształceniem rozpoczęłam pracę w przedszkolu, jednak moje całe popołudnia wypełniała nauka sztuki krawieckiej. Los się do mnie uśmiechnął w kwestii literatury fachowej. Sąsiadka mieszkająca nade mną, była szczęśliwą posiadaczką niemieckich wydań Burd. Jej pomoc niestety ograniczała się jedynie do użyczenia czasopism. Wielkie pokłady determinacji sprawiły, że w krótkim czasie pojęłam co w trawie piszczy, a czas poświęcony na naukę zaowocował pierwszymi uszytymi dla siebie i dla kogoś kreacjami. W tym momencie zostałam posiadaczka pierwszych, prawdziwych, stałych klientek. Niestety, krawiectwo ciągle było zajęciem dodatkowym, ale non stop rozwijanym i doskonalonym. Po drodze, udało mi się wykończyć kilka maszyn do szycia, kupionych czasami za ostatnie albo nawet pożyczone pieniądze ale jak się człowiek uczy to musi dużo ćwiczyć (:
Klientki, pojawiały się jak grzyby po deszczu, wraz z nowymi klientkami też nowe wyzwania, i tak w niedługim czasie otworzyłam swoja pierwszą pracownię, wyposażoną w zupełnie nowy sprzęt. Niestety, były też tego czarne strony, klientki przyprowadzały kolejne i każda z nich chciała być „dopieszczona” i traktowana z bezgraniczną uwagą.
Czasami, tyle ich przewinęło się przez cały dzień, że nie zdołałam uszyć ani jednej rzeczy. Zabierałam wszystko do domu, aby z czymkolwiek zdążyć, kosztem domu, rodziny i permanentnym zmęczeniem. Tak wytrwałam kilka lat, klientki wyssały mnie do cna, wierzcie, potrafią…stanęłam przed poważną decyzją.
To nie mogło tak dłużej trwać. Postanowiłam, że zamknę pracownię, zostawię najfajniejsze i najlepsze klientki, reszta idzie w odstawkę. Oj… nie było to łatwe, przez długi jeszcze czas zaczepiana byłam na ulicy z prośbą o uszycie, czasami ulegałam, ale w końcu musiałam być twarda. Ogłosiłam wszem i wobec, że już nie szyję, poczta pantoflowa zadziałała i w końcu nastał spokój.
Moje stałe, cudowne klientki wiedzą, że nie ma mowy o kimś nowym i nawet nie próbują mi nikogo podsyłać (: (zagroziłam, że jak będzie nowa klientka, nie będę miała czasu dla nich, zrozumiały). Od kilku lat szyje na specjalne zamówienia przez internet, zaistniałam w blogosferze i znaleźć mnie można też na portalu Burdy Polska. Myślę, że przeszłam długą i trudną drogę, wyciągnęłam mnóstwo lekcji a teraz mam kolejne plany, które mam nadzieje zrealizować w tym roku i najbliższych latach.
Jeżeli dobrnęliście do końca, jest mi miło, mogliście poznać moje zmagania ze zdobywaniem wiedzy i poznawaniem tajników szycia. Może niektórzy zmienią o mnie zdanie, na lepsze może na gorsze, ale przynajmniej wiecie, ze nie zawsze wszystko spada innym z nieba tak jak mogło by się wydawać i było w moim przypadku.
Teraz to już tylko coś na pocieszenie oka (:
Sukienka, którą ostatnio uszyłam, przyszła mi do głowy całkiem niechcący, kiedy to zaczęłam wyciągać, rzeczy na wiosnę i lato. Wpadła mi w ręce sukienka uszyta w zeszłym roku (ta dwukolorowa na zdjęciu poniżej) przymierzyłam i stwierdziłam, czemu by nie uszyć takiej wersji ale w jednym kolorze. Z moich zasobów wyciągnęłam coś na podobieństwo dzianiny, bardziej przypomina mi tkaninę, ale faktycznie jest dzianiną. Cienka, ale w chwycie raczej taka konkretna, kupiona w sklepie stacjonarnym na bluzkę. Na moje szczęście, kupiłam z rozmachem bo jakieś 1,70 i wystarczyło na sukienkę. Dorzuciłam od siebie, takie fikuśne wiązania, żeby było ciekawiej i muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego.
Sukienka to wykrój 103 z Burdy 3/2016. Na dole zamieszczam sukienkę z zeszłego roku dla porównania, jaki efekt można uzyskać, szyjąc z dwóch różnych tkanin. Wyszła wersja na co dzień i wersja bardziej elegancka.
Sukienka jest w kolorze intensywnej fuksji, czasami słońce mocno naświetlało zdjęcie.
Jak zrobić takie wiązanie pokazałam TU
Ciekawa historia, czytałam z chęcią, początki podobne do mojej (obszywanie lalek i szycie z pieluch lub bandaży elastycznych do tego farbowanie), ale ja praktycznie nie szyłam dla kogoś, bardzo krótko.
Sukienki, które pokazujesz są bardzo ładne, szyłam z tej formy tunikę i nie wiem dlaczego nie mam jeszcze sukienki, różowa jest nieziemska, super z tym wiązaniem przy rękawach i ze srebrem w dodatkach wygląda elegancko.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Ja miałam roczny epizod z szyciem fartuszków na sprzedaż, ale nie dawałam już rady. Praca na etacie, nauka i jeszcze szycie… a po drugie za nisko się ceniłam. Fartuszki sprzedawałam za tanio, ale człowiek się uczy na własnych błędach. Teraz szyję tylko dla siebie, bo mam jeszcze inne zajęcia. Masz rację szycie dla innych jest trudne, niektórzy myślą że za najniższą stawkę będą mieć suknie balową. Gratuluję wyróżnienia w konkursie.
Ależ to jest fantastyczna historia! Bardzo byłam ciekawa, jak się to u Ciebie potoczyło. Podziwiam ludzi, którzy podążają za pasją i marzeniami (ja chyba jestem z tych, za których musi zdecydować życie ?).
Bardzo się cieszę z Twojego wyróżnienia, choć nie będę ukrywać, że byłam pewna, że zdobędziesz pierwszą nagrodę. Właśnie dzięki temu doświadczeniu, umiejętności dzielenia się wiedzą, pięknym zdjęciom i po prostu fajnej atmosferze, którą udało Ci się tu stworzyć. Mam nadzieję, że w przyszłym roku też weźmiesz udział w konkursie (jeśli będzie) ☺.
Sukienka jest boska!!! Uwielbiam ten wykrój, a Twój dodatek w postaci wiązań i kolor czynią z niej kreację wystrzałową i niemożliwą do przegapienia w tłumie sieciówkowych kiecek,które zaraz wylegną na ulice. Pięknie wyglądasz ?.
Przeczytałam jednym tchem, bardzo mi się podoba twoja historia 😉 A mnie się wydawało że pracownia krawiecka jest taka super i że właśnie o takiej marzę, ale chyba jednak nie 😉 Ja jestem księgową i czasem te cyfry i faktury już mnie denerwują bo są takie nudne 😉 i tak mi się wydawało że materiały i dodatki są takie ładne, kolorowe że praca na co dzień w takim otoczeniu to było by coś cudownego. Ale jednak zostawię te kolorowe materiały jako odskocznię od nudnej pracy 😉 Sukienka cudowna, prześliczny kolor obie wersje bardzo mi się podobają ale ta fuksjowa jest bardziej elegancka. Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję wyróżnienia 😉
Dziękuję Anettko, tak, tak…zapomniałam o farbowaniu ! Też się w to bawiłam 🙂
Sukienkę miałam okazję raz nałożyć, ale znajoma tak się nad nią rozczulała, a jest wybredna, że nie mam wiecej wątpliwości, zostaje powieszona na poczatku szafy 🙂
Uszyj koniecznie, wykrój jest swietny, ja mam już dwie sukienki i spódnicę, która uwielbiam!
Pozdrawiam !
Bardzo dziękuję 🙂
Tak to jest jak ktoś nie spróbuje, kazdy mysli…a cóż za problem uszyć, nie, nie to nie jest taki łatwy chleb !
Dziękuję Kasiu, cieszę się, że moja historia podobala Ci się 🙂
Postanowienie mam mocne i będę dużo pracowac nad swoim blogiem, jeżeli nic po drodze się nie wydarzy któż to wie, może znów spróbuję swoich sił 🙂
A sukienka? Sama wiesz bo jestesz posiadaczką, co tu dużo pisac i "do tańca i do różańca" 😀
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję Co kochana 🙂 Oj…nie jest to taki łatwy chleb, ale jak wiesz kto nie spróbuje ten się nie przekona, moment posiadania pracowni, do której mógł każdy wejść z ulicy wspominam jak czas ciężkiej harówki, klientki są tak różne, że czasami nie wiedziałam co mam o tym myśleć, najgorsze były licytacje co do ceny, jakiś koszmar i ciągłe zmiany koncepcji w trakcie szycia, jakby można było wytrzeć gumką i narysować na nowo. Wiem, że sa dziewczyny, które marzą o takiej pracy i posiadaniu pracowni ale nie jest to takie kolorowe, trzeba mieć niewyczerpane pokłady cierpliwości, siły chyba za trzech jak nie więcej i twardy charakter.
Pozdrawiam 🙂
Batko cóż za historia ja zawsze uważam że trzeba robić to co się lubi, jeżeli szycie sprawia Ci więcej przyjemności i satysfakcji to dlaczego nie:):):) Ja akurat miałam dryg do szycia od zawsze dla lalek szyłam jak szalona albo wycinałam można to tak nazwać:) ale tak naprawdę nie sądziłam że będę to tak lubić, w moim wypadku szkołę krawiecką wybrałam chyba przez przypadek, koleżanka z bloku mi poradziła idz bo jest fajnie prywatna szkoła z praktykami w szkole a nie w jakimś zakładzie przyszywanie guzików przez całą praktykę i tak się znalazłam ale zawsze byłam ambitna jak to moja nauczycielka stwierdziła i od razu wybrałam do szycia z Burdy długą spódnicę z kontrafałdami bo wiedziałam że nauczycielka mi pomoże więc czemu nie:) tak czy siak zostaje garstka tych co szyją bo miałam koleżanki które tego nienawidziły i tak się to skończyło! Sukienki są rewelacyjne Beatko, obie wersje są przepiękne ale ta z wiązaniami bardzo przypadła mi do gustu, wyglądasz przepięknie!!!!
Beato, czytasz mi w myślach, poważnie :-). Nie ukrywam, że jesteś moją szyciową inspiracją i bardzo chciałam poznać Twoją szyciową drogę pt. Jak to się zaczęło i jakie są Twoje wrażenia dot. pasji którą jest też pracą. I dzisiaj wchodzę na Twoją stronę, a tu taki wpis :-). Czytałam z dużym zainteresowaniem i dziękuję, że opisałaś to szczerze, tak jak to czujesz. Podziwiam za wytrwałość i pasję :-), pozdrawiam.
Historie przeczytałam jednym tchem! Tez nie raz myślałam żeby pójść w te stronę. Ale gdy tylko się zgodziłam na uszycie jakiejś rzeczy, plulam sobie w brodę. Niestety dzisiaj wszyscy chcą mieć jakość za niska cenę. Nie oszukujmy się, szycie to ciężki kawałek chleba. Mało opłacalny. I to jest przykre ?
Jeżeli chodzi o konkurs- gratuluje wyróżnienia! Należało Ci się ?❤
No własnie, tylko u mnie była sytuacja tego rodzaju, że rodzice wybrali mi szkołę, a ja nie protestowałam, skończyłam co prawda z bardzo dobrym wynikiem, ale w pracy czułam się jak w więzieniu. Dzieci kocham ale w takiej ilości i takiej dawce czau, to niestety dla mnie za dużo. Wytrzymałam dwa lata, dłużej nie mogłam. Później zanim zaczęłam szyć już na dobre tułałam się troszkę i zajmowałam różnymi rzeczami nawet mam pewien epizod w sklepie z biżuterią, przez pewien czas pomagałam znajomym w prowadzeniu ich biznesu, ale szycia juz nie odpuszczałam. Zdarzyło mi się nawet kilka razy szyć dziewczynom rzeczy na końcowy egzamin w technikum odzieżowym…dobre 😀
Więc szycie było ze mna od zawsze, ale z różna intensywnością.
Dziękuję za komentarz, pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję 🙂
Mam chyba jakieś geny czarownicy "czytam ludziom w myślach " 😀
Cieszę się, że mogłam podzielić się swoja historią, ta krótka i tak nie oddaje tego co przeszłam, do tego dochodzą jeszcze emocje jakie nami targaja, a nie powiem było ich co niemiara.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
To fakt, ale ktos kto nie spróbuje nie ma o tym pojęcia. Myśli sobie jak uszyłam dla siebie to jaki problem uszyć komuś, to nie tak hop-siup. Dlatego ja nie bawię się już w pracownie, gdzie każdy może wejść, bo na dłuższą metę miałabym zszarpane nerwy. Ludzie nie doceniaja szycia, kazdy porównuje z cena gotowego wyrobu w sklepie, a to nie tak. Dlatego mam tylko stałe klientki, które wiedza na czym rzecz polega i nigdy nie dyskutuja co do ceny.
Dziękuję bardzo 🙂
Doskonale Cię rozumiem i nie mam zamiaru zmieniać o Tobie zdania:) Twoja historia zrobiła na mnie duże wrażenie:D To prawda, że ludzie nie doceniają szycia, a porównywanie do cen w sklepach to kpina z ich strony. Ostatnio trafiła mi się klientka – znajoma, która kiedyś ze mną pracowała. Podałam jej śmiesznie niską cenę za uszycie sukienki jak na norweskie warunki, mówiąc, że skoro się znamy, to dużo od Niej nie wezmę (myślę, że Ty w Polsce podałabyś wyższą), a Ona jeszcze pytała o zniżkę!!! Oczywiście tłumaczyłam Jej, że to inne szycie niż masówka, ale chyba do końca tego nie zrozumiała. Teraz stwierdzam, że będę unikać takich sytuacji, nie szyję zarobkowo, chciałam Jej po prostu sprawić przyjemność, bo widziałam jak bardzo podobała Jej się moja sukienka, ale za półdarmo, to szkoda mojego czasu. To ciężki kawałek chleba, masz szczęście, że trafiłaś na klientki, które doceniają Twoją pracę:)
Co do sukienki, jest prześliczna!!! Jestem w niej zakochana, kolor jest cudowny (swoją drogą nabyłam ostatnio 3 kupony szyfonu w kolorze fuksji i też będę coś z nim kombinować, najprawdopodobniej długą spódnicę). Bardzo podoba mi się pomysł z wiązaniami, zapewne sobie kiedyś go skopiuję 😉 Druga sukienka też jest super, bardzo podoba mi się wzór:) Rób dalej swoje, bo robisz to świetnie i może w przyszłym roku będzie pierwsze miejsce:) Gratuluję raz jeszcze i tak trzymaj!!! 🙂
Dziekuję Ci bardzo za komentarz 🙂 Więc sama widzisz jak jest. Tylko nie bardzo jestem w stanie pojąć taka sytuacje, czemu jak idzie jedna z druga do fryzjera i siedzi dajmy na to 1,5 godz płaci, czasami nie mało i nie dyskutuje, że drogo. A uszycie czegoś to są długie, żmudne godziny pracy, więc o co chodzi ?
Cieszę się, że sukienka Ci się podoba, fuksja to taki piekny kolor, dopiero teraz widzę, że warto było uszyć 🙂
Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam 🙂
Uwielbiam Pani bloga i gratuluje z całego serca pieknie uszytych rzeczy:)
Jest Pani dla mnie motorem do działania i realizowania swoich pasji!!!! Serdecznie pozdrawiam i jescze raz gratuluję.
Gratuluję wyróżnienia w konkursie na Szyciowy Blog Roku 😀 Twoja historia nauki szycia bardzo przypomina mi moją, lalki, przeróbki sukienek mojej mamy :O z różnym skutkiem, kiecki z pieluchy i koronek bawełnianych po które stało się godzinami w sklepie! Dzięki determinacji i uporowi teraz szyję jak szyje, ciągle się uczę :)A jeśli chodzi o szycie dla ludzi…. to trzeba mieć szczęście do klientek które docenią i mają trochę pojecia ile czasu i pracy w to wkładamy. Ja w swoim życiu spotkałam dosłownie kilka! smutne ale prawdziwe, niestety ……………
A sukienki są prześliczne, szczególnie ta w kolorze fuksji 🙂 Popisuj się i lansuj ile wlezie :)uwielbiam Twojego bloga, pozdrawiam serdecznie :))))
– po 1) 🙂 gratuluję :)) Twój blog jest jednym z ulogionych. A na pewno ulubionym jeżeli chodzi o wskazówki i dobre rady :))
– po 2) 😉 sukienka boska!!! i rzeczywiście ta sama forma a jakby dwie różne sukeinki :)) Rękawki – wisienki na torcie 😉 też już wymyśliłam w jakiej sukience zrobię takie kokardki 🙂
– po 3) Jednym tchem przeczytałam opowieść o Twojej pasji :))
U mnie było zupełnie odwotnie. Ja skończyłam technikum odzieżowe, także mój zawód nr 1 to krawiec odzieży damskiej 😉 To był wóbór z powołania 🙂 W szole byłam zachwycona, pierwsze lata pracy w zawodzie też miło wspominam. Ale w pewnym momencie nastąpiło tzw. wypalenie zawodowe. Praca na pełny etet (od lekkich bluzeczek po odzież skórzaną), klientki, obszywanie całej rodziny bliższej i dalszej, i konieczność szycia dla siebie (nie potrafiłam nic, poza bielizną ;( , kupić w sklepie). Zmieniłam pracę, nauczyłam się szperać w sieciówkach, i dopiero od kilku lat znowu szyję z pasją :)) Szycie traktuję jako terapię, odskocznie od myślenia o wszystkim i za wszystkich (teraz prowadze biuro nieruchomość – zawód nr 2;)).
Podziwiam Cię za perfekcję, za to że marzenia zmieniłaś w rzeczywistośc. I jesteś w tym po prostu świetna!!!!
I ja, wykształcona krawcowa, zagladam na Twojego bloga po wiedzę!!!
Bo uwierzcie mi, teoria ma niewiel wspólnego z praktyką i szycie " na taśmie" z szyciem na miarę 🙁
Jesteś Beatko moim krawickim idolem, guru :)))
Pozdrawiam serdecznie (*_*)
przepraszam za błędy :((
Ojej! Dziękuję, bardzo ciesza mnie takie komentarze, tak jak napisałam powyżej to jest największa radość, kiedy człowiek czyta, że jest inspiracja, motorem do działania dla innych, bardzo dziękuję i zapraszam nieustannie do śledzenia bloga, na pewno, bedzie jeszcze dużo ciekawych rzeczy 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Bardzo Ci dziękuję :)))
Widzę, że historie nas, osób w podobnym wieku, a szyjacych są na pewnych etapach bardzo podobne, więc sama to znasz, żeby zdobyć to czy tamto.
Teraz otwierasz internet i wszystko znajdziesz, nawet tkaniny nie wychodząc z domu.
Pozdrawiam ciepło :)))
Ojej! Ależ mi miło :))) Twój komentarz jest jak miód na moje serce 🙂
Ja niewiele mogłam w wyborze szkoły, rodzice zdecydowali za mnie, w tej kwestii akurat nie było dyskusji i powiem szczerze, że moja mama, bo tata już dawno nie żyje, nie popierała mojej pasji bardzo długo 🙁 Mam wrażenie, że dopiero od kilku lat tak naprawdę chyba zrozumiała. Nawet zaczęła u mnie szyć i widzę, że uwielbia te rzeczy, trochę to dla mnie dziwne, ale tak czasami w życiu bywa. Ciesze się, że teraz jest już inaczej, bo po prostu dużo łatwiej.
To fakt, teoria ma niewiele wspólnego z umiejetnościami, nie tylko w szyciu, ale w każdej dziedzinie, w moim mieście jest duży zakład krawiecki, który szyje na Polskę i za granicę i powiem Ci, że swego czasu jak szyłam jak leci każdemu, miałam mnóstwo klientek z tego zakładu, dziwne, ale prawdziwe 🙂
Bardzo Ci dziekuje, cieszę się , że szycie sprawia Ci w tej chwili przyjemność. Niestety ale szycie na tasmie w zakładzie krawieckim zabija ducha twórczego i chęć do szycia (nie znam z autopsji, ale opowiadań)
Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziekuję jeszcze raz za tak miły komentarz 🙂
Takie słowa uskrzydlają 🙂
Во первых, поздравляю с наградой – Блог года!!! Это дорогого стоит.
Во вторых, с удовольствием прочитала интереснейшую жизненную историю. Я очень рада, что несмотря на отсутствие поддержки со стороны родителей, Вы все таки нашли свой путь и развиваетесь дальше. Вы молодец, когда определились быть мастером только для дорогих клиентов. ЭТО очень правильно!!!
Теперь о платьях. Оба платья с замечательными расцветками. Цвет фуксия вообще бесподобен и очень идет брюнеткам.
Можно спросить? Вы оба платья пошили себе? Или заказчицам?
Bardzo Ci dziękuję, tak czasami bywa, że nie otrzymujemy takiego wsparcia jakiego byśmy chcieli i potrzebowali, ale w moim przypadku, nie było mowy, żebym nie poradziła sobie z tym, nie było łatwo, ale jakoś się w końcu udało, widocznie tak miało być 🙂
Co do sukienek, tak obie sa moje,szyte w odstepie roku, ale jak uszyłam pierwsza wiedziałam że za jakiś czas uszyję kolejną 🙂
Piękny post! O sukienkach nie wspomnę, bo wiadomo, że zawsze powalające i kuszące! Ja jestem niższa liga, do maszyny siadłam w późnej dorosłości, mając już całą edukację za sobą. Wszystkiego nauszyłam się dzięki blogom takim, jak twój. I, przynajmniej w Polsce, nie masz sobie równych! Dla mnie jesteś w światowej czołówce wolnych edukatorek krawiectwa! Bardzo dużo się od ciebie nauczyłam, twoje tutoriale są rewelayjne i wracam do nich bardzo często. Akurat mam taki moment, że mam ochotę poszyć trochę dla innych – nie po to, żeby zarabiać, zmieniać zaraz pracę, bo mam świadomość, że szycie miarowe na zamówienie to cieżka i często niewdzięczna praca, ale żeby poćwiczyć umiejętności, pomierzyć się z nowymi "ciałami". Gratuluję wyróżnienia!
Kasia
Kochana, bardzo Ci dziękuję za tak cudowny komentarz 🙂 Gdy czytam takie słowa, to czuję, że to co robię ma sens, cieszę się, że udaje mi się wytłumaczyć procesy szycia na tyle, że możecie zrozumieć co w trawie piszczy. na pewno w najbliższej przyszłości bedę starać się zamieszczac jak najwięcej takich postów, w końcu człowiek cale zycie się uczy, nawet ja ciągle wpadam na nowe pomysły i uczę się nowych rzeczy.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Теперь я тоже подумываю сшить себе платье такого фасона. Я шила девочке на заказ, но оно меня, как то, не зацепило. А Ваши варианты платьев просто супер. Спасибо за вдохновение.
Szyj, bo jest naprawdę super, ja na pewno uszyję wersję na lato 🙂
Bardzo wartościowy wpis, przeczytałam z rumieńcami na policzkach 🙂 Bardzo chętnie czytam takie posty i jak tylko gdzieś słyszę, gdy ktoś opowiada o pasji, która stała się pracą, to chętnie nadstawiam uszy, żeby posłuchać jak to faktycznie wygląda. Sama czasem zastanawiam się, czy pójść tą stroną. Jednak wiem, że nie jest to taki łatwy kawałek chleba, jak potwierdza to też Twoje doświadczenie. Gratuluję Ci odwagi w postawieniu granicy i zdobyciu stałych i zaufanych Klientek! 🙂
Dziękuję bardzo za komentarz 🙂
Oj nie jest to łatwy kawałek chleba, to jest trudna ścieżka, czasami klientki moga doprowadzić do szewskiej pasji, do łez i zszarpanych nerwów. Teraz mam ten komfort, że nie muszę się szarpać, a szarpałam się kilkanaście lat, i powiem szczerze, że na zdrowiu tez to się odbija.
Mimo nieśmiałości postanowiłam się dołączyć do pozytywnych opinii, ponieważ nie mogę się powstrzymać. Twój blog jest po prostu wspaniały. Uwielbiam tu zaglądać. Nie dość, że uszyte ubrania wprost cieszą oczy, są perfekcyjnie odszyte to dodatkowo dzielisz się niesamowitą wiedzą i doświadczeniem. Dla osoby, która się uczy i zagląda gdzie się da – tak jak ja – ten blog to prawdziwa perełka. Nie każdy tą wiedzą chce się podzielić. Ty się dzielisz i robisz to mistrzowsko.
Bardzo dziękuję, cieszę się, że się odważyłaś napisać, dla mnie takie komentarze są naprawde motywujące, nie wiem do końca jak jestem odbierana, mam nadzieje, że nie jak ktoś kto zadziera nosa, bo daleko mi do kogoś takiego, tym bardziej cieszę się z Twojego komentarza. Nie po to załozyłam bloga, żeby się chwalić tym co uszyłam, ale żeby podzielić się tym czego się sama nauczyłam i motywować innych, że bez szkoły tez można nauczyć się szyć.
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję i życzę dużo sukcesów w nauce krawiectwa 🙂
Co można jeszcze napisać? Szyję od 50 lat z różnym natężeniem – w zależności od tego co dzieje się w moim życiu, to "tylko" pasja, a może powinnam napisać prawdziwa miłość mojego życia?
Wychowałam się na Burdzie, której załatwienie w latach 70-tych graniczyło z cudem – pomagały znajomości Mamy z panią w kiosku Ruchu. Trochę dokształcam się teraz w internecie buszując po różnych stronach również zagranicznych, ale gdy wczoraj odnalazłam Pani blog to wiem, że pozostanę z nim na dłużej.
Chciałabym podziękować, że Pani jest! i chyba nareszcie będę wiedziała jak wszyć podszewkę do żakietu żeby wyglądało tak jak " w sklepie"
O proszę…kolejna bratnia dusza 🙂 tak Jak Pani pisze, nie wyobrażam sobie zycia w którym nie mogłabym szyć. Kładę się spać i myslę o szyciu wstaję i już planuję co będę szyć, pasja to mało powiedziane to prawdziwa miłość. Ciszę się, że mogę w czymś jeszcze doradzić, na pewno jeszcze dużo rzeczy się tu pojawi więc cieszę się, że zyskałam nową czytelniczkę 🙂