Najpierw oczywiście była tkanina. Pierwsza wpadła mi w oko w róże, kiedy ją zobaczyłam, nie mogłam się jej oprzeć, kupiłam od razu. Wiedziałam, że taki słodziaszczy wzór w róże świetnie sprawdzi się w sukience. Później zobaczyłam kolejną TKANINĘ w NATANIE  takie nieoczywiste rozmazane kwiaty, i też wsiąkłam, podobał mi się wzór i kolorystyka tej tkaniny, czarne tło i biało – miętowe kwiaty. Jednego byłam pewna, że sukienki będą proste i dopasowane. Nad wykrojem specjalnie się nie zastanawiałam. Jedyne co je miało różnić to coś na dekolcie. W oryginale są duże owalne wycięcia (nie mam nic przeciwko łezkom) ale wolę chyba jednak troszkę inny kształt, więc na sukience w róże jest jedno poszerzone wycięcie, połączone paseczkiem na samej górze, natomiast w mazanej narysowałam sobie trzy łezki, ale bardziej przypominające listki, tak podoba mi się bardziej.

Sukienki szyło się bez niespodzianek, tkaniny to bawełna satynowana i wiskoza. Dziś króciutko, nie ma o czym się rozpisywać, ale mam nadzieję, że to co szyję obecnie,  niektóre z Was zainspiruje. Liczę, że efekt końcowy będzie taki jakiego oczekuję. Do miłego!