Fason tej sukienki to już dla mnie standard. Szyta w tylu kolorach, że już nie pamiętam. Niestety nie wszystkie udało mi się udokumentować na zdjęciu, bo po prostu nie zdążyłam.

Dziś prezentuję w kolorze mięty. Nie bardzo wiem skąd nazwa tego koloru, bo mięta – roślina raczej jest w zupełnie innym kolorze, myślę, że tu chyba chodzi o pastę do zębów? Szycie takich sukienek to już chyba mój konik, lubię taką dłubaninkę bo efekt końcowy daje mi więcej satysfakcji niż szycie normalnych ubrań. A pole do popisu tu jest jak bezmiar oceanu. Szyjesz i nigdy nie wiesz jak to się skończy (:

Właśnie jestem w fazie  przygotowań kilku nowych modeli, takich od siebie, które mam nadzieję, niedługo pokazać.

Co do samej sukienki?

Sukienka jak zwykle z 9 warstw tiulu, z podszewką z koła i  gorsetem na fiszbinie, wierzch z koronką wykończony lamówką i obszyty wyciętymi kwiatami z koronki, które po wycięciu dla pewności na brzegach przytapiam delikatnie nad płomieniem, żeby się nie spruły, ot i tyle co tu więcej pisać (: