Od razu przyznam, że to taki jednorazowy mój wyskok, że posty wypadają jeden po drugim. Piszę dziś, bo od nowego tygodnia znów zacznie się ciężka praca i na przyjemności jak napisanie postu nie będę miała totalnie czasu.

Jestem zwolenniczką bardzo kobiecych a nawet dziewczęcych wzorów. Nienawidzę „pokrowców na stelaże”, workowatych fasonów i wiszących niczym pozrywane firany ubrań. Tak już mam, że lubię to co jest estetyczne, eleganckie i czasami nawet delikatnie przesłodzone.

Chyba urodziłam się nie w tej epoce co powinnam. Śledząc trendy modowe, wielość i różnorodność jest tak szeroka, że gdzieś w jakimś kąciku mogę się chyba umieścić ze swoim gustem. Jak sięgam pamięcią, jeszcze w czasach licealnych, wyróżniałam się zawsze swoim ubiorem. Nie, żeby był jakiś szczególny… o nie, nie. Po prostu jak na uczennicę trochę zbyt poważny. Jakieś kostiumy, garsonki, eleganckie sukienki, ale wszystko w granicach dobrego tonu. Coś na pograniczu pensjonariuszki i pani dyrektor (:

Spodnie były u mnie rzadkością. Ale to dało mi wtedy łatkę elegantki co mi wcale nie przeszkadzało. Taki styl preferuje do dziś, choć bardzo rzadko mam możliwość tak wystąpić. Pracując w domu nie mam zbyt wielu okazji, ale mimo wszystko uwielbiam.

Mój specyficzny gust i kreacje tu prezentowane, można polubić lub po prostu znienawidzić i omijać szerokim łukiem (: Komplet w pięknym czerwonym odcieniu powstał z delikatnej wiskozy. Bluzka wykończona gumeczkami w dekolcie i rękawach nadaje lekkości, delikatności i daje możliwość regulowania górą bluzki. Dekolt można nosić tak jak na zdjęciu lub podnieść i zakryć ramiona. Spódnica, marszczona w pasie z dodatkową falbanką na końcu. Całość w konwencji raczej romantycznej (wykrój na bluzkę zrobiłam ze starej kiedyś kupionej), spódnica na bazie prostokąta.

Na zdjęciach córka, ja znów po drugiej stronie obiektywu, to chyba moja nowa profesja (: