Oj… nie było mnie tu troszkę. Staram się być systematyczna, ale ta zaległość, nie jest z braku weny, czy lenistwa, ale po prostu braku czasu. Goście, niestety pochłaniają jego duże ilości, więc wszystkie moje plany musiały pójść w odstawkę.

Ale już jestem i mam zamiar nadrobić, to co obiecałam a czego nie pokazałam tak dokładnie. Ta sukienka jest ostatnią jaką udało mi się uszyć, zanim pochłonęły mnie obowiązki gospodyni w trakcie wizyty. Muszę przyznać, że TKANINA z Natana prześladowała mnie już od dłuższego czasu. Co zajrzałam na stronę sklepu to od razu napatoczyła mi się w trakcie przeglądania. Nawet miałam ją już ze dwa razy kupić, ale odpuszczałam. W końcu się skusiłam i nie żałuję. Niestety zdjęcia nie oddają jej prawdziwego kolorytu, piękny chaber, w połączeniu z zielonym, białym i czarnym po otwarciu paczki totalnie mnie zachwycił, dopiero wtedy zobaczyłam urok tej tkaniny. Żorżeta jest średniej grubości, i w chwycie lejąca, idealna na fason sukienki jaki sobie wybrałam. Samo szycie, nie sprawiało mi żadnych niespodzianek. Jedyną rzeczą jaką bym zmieniła, a nie zrobiłam tego to wycięłabym falbanę dołu ze skosu, a nie po nitce jak jest zalecane  w wykroju.

U mnie było już  pozamiatane, bo materiału miałam na styk. Dodatkowo, naszyłam w talii pasek z tkaniny w jednolitym kolorze, żeby troszkę odciąć talię od dołu. I to w sumie na tyle, nie ma nad czym się rozwodzić. Sukienka ma być przeznaczona do noszenia codziennego, i taka tez wyszła. Już ją lubię, i zauważyłam, że chyba się podoba, bo widziałam kilka spojrzeń kobietek, które ukradkiem wodziły za mną wzrokiem. Najważniejsze, że spełnia moje oczekiwania, jest miła dla oka i niezwykle wygodna. Do jazdy samochodem świetna, nie krepuje ruchów, nawet się nie gniecie… no i pasuje mi do kozaczków (:

Sukienka w rzeczywistości ma piękny intensywny kolor, niestety aparat nie był w stanie uchwycić, jej prawdziwego uroku.