Wiem, wiem, powiecie, że to już było… może tak ale nie do końca. Myślę, że szmizjerek już w tym roku nie będzie, ale len owszem, z którego między innymi jest ta dzisiejsza sukienka.

Len jest taką materią, którą się albo kocha, albo nienawidzi, powiem szczerze, że ja chyba jestem tak  trochę w połowie drogi. Uwielbiam z niego szyć i uwielbiam tez nosić, ale wymagać, żeby wyglądał  równiutko jak listek niestety nie mogę. Na pewno dopatrzycie się na zdjęciach zagnieceń, ale jeżeli wsiada się w takiej sukience do samochodu, to niestety cudów nie można się spodziewać. Mimo tego wg mnie ta tkanina ma coś w sobie, że wymięta czasami jak psu z gardła… ma swój urok i nawet elegancję. Staram się, żeby zawsze jakaś lniana rzecz wisiała w szafie na lato, ostatnio pozbyłam się spodni, które nosiłam latem na okrągło przez 3 lata… można? Można!

W tym roku zaszalałam, i uszyłam lniano-bawełnianą koszulę, komplet z lnu, teraz szmizjerkę a mam jeszcze w zanadrzu sukienkę i lekką kurtkę, którą niedługo pokażę.

Do uszycia tej sukienki wykorzystałam LEN kupiony w Natanie. Tym razem sukienka rozpina się do samego dołu, więc można manewrować guzikami. Na górę wykorzystałam formę, podaną poniżej, ma fajne cięcia i ciekawe kieszonki z patkami, co do samego dołu, tu wyrysowałam sobie sama po jednej kontrafałdzie z każdej strony, nie chciałam, żeby była zbyt obszerna, tu tez wszyłam podszewkę wiskozową, której już na górę nie dawałam. Do kontrastu dorzuciłam melanżowe, brązowe guziki.