Turkus, to kolejny kolor, który ostatnio pojawił sie w mojej szafie. Musze przyznać, że coraz bardziej się lubimy. Jak sięgam pamięcią wstecz, w mojej garderobie trudno było go znaleźć, a tym bardziej w takiej postaci jak okrycie wierzchnie. Szukając ponad rok temu tkaniny na wiosenny płaszcz, wzrok mój zawisł nad zdjęciem z parzona wełną właśnie w tym kolorze. pomyślałam, że może odrobinę „ekstrawagancji”w postaci  wyrazistszego koloru w mojej szafie nie zaszkodzi. Tkaninę kupiłam , jednak  przeleżała rok  a ja wzdychałam, ilekroć zaglądałam do szafki z tkaninami. Wzdychałam bo po prostu nie zdążyłam uszyć, nim się obejrzałam był już maj, a po co komu w maju płaszcz z wełny. Fason płaszcza oczywiście, już miałam przemyślany, ale po roku plan uległ zmianie i postawiłam na klasykę, z czego jestem teraz bardzo zadowolona…co jak co ale klasykę kocham i mimo częstych skoków w bok, grzecznie wracam na właściwy tor. Żeby nie było już tak totalnie turkusowo, przemyciłam odrobinę czerni…czy dobrze, oceńcie sami, ja uważam , że źle nie jest. Zależało mi tym razem na dużym kołnierzu, uwielbiam takie, zwłaszcza w płaszczach. Wełnę jak dla mnie szyje się fajnie, tylko trzeba ją uprzednio przygotować, ja zawsze prasuję porządnie żelazkiem z parą, bo jak to wełna parzona lubi się kurczyć, więc jasna sprawa,  wolałam aby skurczyła się przed niż po szyciu (:

Wykorzystałam tu wykrój 119 z Burdy 10/2016  sporo go poszerzając od talii.



Żeby nie było, że tylko turkus w płaszczu, uszyłam dodatkowo sukienkę, gdzie bazą był granatowy a przemyconym kolorem  turkus, sukienka uszyta jest z dzianiny o nazwie PUNTO MILANO.

Sukienka to wykrój 105 z Burdy 10/2016 tu koniecznością było wszycie rękawa, bo sukienka ma być na teraz. Muszę przyznać, że szycie sukienki nie jest jakimś strasznym wyzwaniem, jedynie co, to trzeba pilnować części, żeby nie pogubić. Sukienkę uszyłam na podszewce, bo lubię  mieć wszystko na miejscu im  przeznaczonym a nie gdzieś pod pachami (:



I to na razie tyle w kwestii turkusu, pewnie coś wkrótce wymyślę na cieplejsze dni, bo muszę przyznać, że kolor urzekł mnie straszliwie.